Wierszyki o jesieni

Braterska rywalizacja

Trzech synów ma księżna Jesień,
trzech w ogień za matką skoczy.
I każdy skarb nowy niesie,
by cieszyć matczyne oczy.

Brat Wrzesień chełpi się żartem:
"Spiżarnię napełniam mamie!"
To dla niej buszuje w sadach,
rumiane jabłka jej zrywa,
bukiety z wrzosu układa,
suknie astrami obszywa.

Październik chce sny jej ziścić:
- Ja mamie tkam cudne szale
z płomiennych, bukowych liści
i na jej cześć wydam bale.

Listopad, co lica ma blade
chryzantem dźwiga jej pęki:
- Piszę do mamy balladę
i deszczowe wplatam w nią dźwięki.

Kolorowa jesień

Dzikie wino na ganeczku
liściem się rumieni,
drży w powietrzu babie lato
w jesieni, w jesieni!

Jarzębiny, krzaki głogu
stoją też w czerwieni,
w sznur korali przystrojone
w jesieni, w jesieni!

Z drzew spadają złote liście,
aż się w oczach mieni,
tyle złota i korali
w jesieni, w jesieni!

Listeczki

Posypały się listeczki dookoła.
To już jesień te listeczki z wiatrem woła.
Opadnijcie moje złote i czerwone.
Jestem jesień, przyszłam tutaj w waszą stronę.
Lecą listki, lecą z klonu i z kasztana.
Będą z listków bukieciki złote dla nas.

Kolorowe liście

W naszym parku na jesieni,
od kolorów aż się mieni.
Gubią liście lipy, klony,
tu liść żółty, tam czerwony.
Lekki wietrzyk dmucha wieje,
miecie liście przez aleje.
- Co tam niesiesz powiedz Marku?
- Kolorowe liście z parku.

We wrześniu

Puste już pole - pełno w stodole
bo zżęty kłos, bo zżęty kłos.
Między brzozami, między białymi
liliowy wrzos, liliowy wrzos.

Hej borowiku w kapelusiku
gdzie ja mam iść? Gdzie ja mam iść?
Czy Cię ukrywa gałąź świerkowa,
zielony mech, czy zwiędły liść?

Wrześniowe lasy, złote ściernisko,
pajęcza nić, pajęcza nić...
Hej borowiku w kapelusiku,
przestań się kryć, przestań się kryć!

Liście

Klon ma złote liście,
świecą się ogniście.
Jesion ma brązowe,
zgubił ich połowę.

Dęby się czerwienią,
pół na pół z zielenią.
Olcha żółto – siwa,
wiatr jej liście zrywa.

Miesza je z innymi,
pędzi het, po ziemi,
Z najładniejszych liści,
cały las oczyści.

Wrzesień

Jeszcze lato nie odeszło,
a już jesień bliska.
Wrzesień milczkiem borowiki
skrył we wrzosowiskach,
na polany rude rydze
stadkami wygonił
i rumiane jabłka strąca
raz po raz z jabłoni.
Jeszcze słońce o południu
tak potrafi przypiec,
jakby to nie wrzesień rządził,
lecz upalny lipiec.
Ale już chłodniejsze noce
niż bywały w lecie.
Liściom - żółknąć czas,
a ptakom - za morza odlecieć!

O dębie, co żołędzie rozdawał

Przyszła pod dąb wiewiórka:
- Dębie, dębie mocarny,
daj żołędzie do spiżarni. –
I dąb dał.

Przyszedł do dębu borsuk:
- Dębie, dębie mój miły,
już żołędzie mi się śniły.
Daj żołędzi!
I dąb dał.

Przyszła do dębu myszka:
- Dębie, dębie znajomku,
daj żołędzi do domku! –
I dąb dał.

Przyszły do dębu świnki:
- Dębie, dębie bogaczu,
świnki z głodu aż płaczą.
Daj żołędzi! –
I dąb dał.

Przyszła do dębu babcia:
- Dębie, dębie łaskawy,
daj żołędzi na kawę. –
I dąb dał.

Chociaż dawał niemało,
jeszcze pięć mu zostało!
A te w ziemi się skryły,
by z nich nowe dęby byłyLucyna Krzemieniecka